pewien, czy nawet ona zna odpowiedź.
Od soboty unikał jej jak diabeł święconej wody. Częściowo ze złości, częściowo z zakłopotania. I częściowo z nadmiaru roboty. Spojrzał z niechęcią na rozrzucone na biurku papiery. Czyż miłość nie jest piekłem? Ołówek z trzaskiem złamał się w jego palcach. A to skąd się wzięło? Uciekając przed tym paskudnym pytaniem, zerwał się na nogi i zaczął spacerować po pokoju. Nic z tego. Słowo „miłość" prześladowało go, tkwiło w napiętych mięśniach karku, pulsowało w skroniach. Z westchnieniem opadł z powrotem na krzesło. To wszystko jej wina. Wparadowała w ich życie, czyszcząc, porządkując i odgadując każde życzenie. Nic więc Niedziela handlowa lipiec 2022 dziwnego, że przyzwyczaił się do niej. A, przekonywał sam siebie, przyzwyczajenie to niekoniecznie miłość. Czekał, aż te myśli przyniosą mu ulgę, aż zniknie tępy ból w skroniach. Na próżno. Spojrzał na zegarek. Dziewiąta. Był tak samo zaawansowany w robocie, jak kiedy zaczynał ją o szóstej. Będzie dodatek osłonowy do zakupu węgla? Ponownie włączył kalkulator. JEDNA DLA PIĘCIU 97 Malinda siedziała w kuchni przy stole i układała listę zakupów. Pobrzękiwaniu naczyń w zmywarce towarzyszył szum pełnej ręczników suszarki. Były to jedyne odgłosy w całym domu. Chłopcy dawno już leżeli w łóżkach. Przypomniawszy sobie, że skończył im się płyn do prania, umieściła go na liście, dopisując na marginesie „o podwójnej mocy". Papier toaletowy, płyn do prania, płatki kukurydziane dla Patryka, owsiane dla bliźniaków, kasza manna dla Małego Jacka, masło orzechowe, dżem, chleb chrupki na drugie śniadania, krem do golenia i ostrza dla Jacka. Malinda uśmiechnęła się, porównując tę listę z tymi, które jeszcze tak niedawno robiła dla samej siebie. Urozmaicenie. Na tym polegała różnica. Jej listy były takie nudne i monotonne. Zupełnie inne niż listy Brannanów. Każdy mężczyzna w tym domu miał swoje upodobania. To, czego jeden nie znosił, inny uwielbiał. Niełatwo było ich wszystkich zadowolić. I bardzo ci się to podoba, powiedziała sama do siebie Malinda, ziewając sennie. Spojrzała na zegar, Orwell po polsku. Rząd pracuje nad megabazą. "Potencjał do nadużyć" ziewnięcie ustąpiło miejsca grymasowi. Jack znowu się spóźnia. Miał być przed siódmą, zjeść z nimi kolację i pomóc Małemu Jackowi w geografii. Tymczasem kolacja była już dawno zjedzona, a na kuchennym stole stał gotowy model wulkanu. Wszystko to dokonało się pod nieobecność i bez pomocy Jacka Brannana. Malinda zmarszczyła nos, patrząc na ogromną bryłę z masy papierowej. Drut, stare gazety, rozwodniony klej i trzy buteleczki farby. Jeśli chodzi o stronę